poniedziałek, 5 grudnia 2011

Co robić, by dziecko mniej chorowało

Ostatnio, gdy odbierałem dziecko ze żłobka zauważyłem ciekawy artykuł na tablicy ogłoszeń napisany przez tamtejszych lekarzy. Artykuł jest bardzo przydatny i konkretny. Z żoną rozwiesiliśmy go w kuchni zamiast kalendarza. Naprawdę polecam. W naszym przypadku te rady się sprawdzają. Dziecko nam o wiele rzadziej choruje niż wcześniej.

"Co robić, by dziecko mniej chorowało

Co robić, by dziecko mniej chorowało? Hartować je!

Z nastaniem jesieni zaczynają się infekcje. Winien jest brak ruchu na świeżym powietrzu, nagle zmiany temperatur, a także koniec sezonu na owoce. Szczególnie podatne na jesienne choroby są dzieci – ich układ odpornościowy nie jest jeszcze należycie doświadczony w walce z intruzami.

Zwykle zaczyna się od tak zwanego przeziębienia, czyli uaktywnienia wirusów wskutek przechłodzenia organizmu. Stosunkowo szybko może ono przejść w bakteryjna infekcję ucha, gardła, zatok czy oskrzeli. Wtedy maluch choruje kilkanaście dni i najczęściej trzeba podać antybiotyk: dziecko jest po takiej infekcji i kuracji osłabione i po jakimś czasie często znowu choruje. Robi się błędne koło. Jak je przerwać?

Zimny wychów

Wciąż jeszcze pokutuje przekonanie, że dziecko należy ubierać jak najcieplej i wychodzić z nim tylko przy dobrej pogodzie. Żeby nie zachorowało. Nic błędniejszego! Przegrzewany maluch ma niewyćwiczony system termoregulacji – źle znosi różnice temperatur, szybko marznie i łatwo choruje. A zatem temperatura w mieszkaniu nie powinna przekraczać 19, 20°C ( pokoje trzeba codziennie wietrzyć, a w nocy dobrze jest nawilżać powietrze – zwłaszcza gdy grzeją kaloryfery). Możesz wieszać na grzejniku pojemnik z wodą ( często go wyparzaj, bo łatwo staje się siedliskiem bakterii) lub mokre ręczniki albo włączać na noc nawilżacz. Łóżeczko dziecka powinno stać jak najdalej od kaloryfera.

Do wód!

Dziecku bardzo służy zmiana klimatu. Przy częstych infekcjach górnych dróg oddechowych najlepsze jest morze lub niewysokie góry ( Rabka, Krynica Górska ). Zbawienne działanie mają też wakacje wśród iglastych lasów. Żeby kuracja klimatyczna dała efekty, pobyt powinien trwać co najmniej dwa tygodnie.

Kiedy wybierzesz się z malcem na wakacje, pamiętaj, że „zimna woda zdrowa woda” i pozwól mu brodzić przy brzegu także w chłodniejsze dni. A kiedy wrócicie do domu, maluch może przed kąpielą podreptać przez dwie minuty w zimnej wodzie nalanej do wanny. Trzy-, czterolatek polubi pewnie zabawę w zimny-ciepły prysznic ( polewaj go przez minutę ciepłą, a potem przez 30 sekund zimna wodą, i tak parę razy na przemian). Po każdej takiej hartującej kąpieli mocno wytrzyj dziecko ręcznikiem, włóż mu piżamkę, ciepłe skarpetki i połóż do łóżka. Hartowanie należy rozpocząć, gdy na dworze jest ciepło i prowadzić przez kilka miesięcy.

Najlepsze witaminy

Nic nie zastąpi naturalnych witamin i soli mineralnych w warzywach i owocach. Zamiast więc płacić za substytuty, warto poświęcić trochę czasu na właściwe skomponowanie jesiennego menu malucha.
Czego dziecku potrzeba:

witamina C – poprawia apetyt, wzmacnia odporność. Najwięcej jest jej w owocach kiwi, porzeczkach, truskawkach, malinach, w owocach dzikiej róży, a także w warzywach: pomidorach, sałacie, kalafiorze, brokułach.

witamina A – zapobiega zakażeniom, poprawia wzrok. Jest w marchewce, morelach, brzoskwiniach, czarnych porzeczkach, jagodach.

witaminy z grupy B – wzmacniają organizm, są niezbędne w przemianie białek, tłuszczów cukrów. Znajdziemy je w warzywach strączkowych, bananach, morelach, śliwkach, figach.

żelazo – jest składnikiem czerwonych ciałek krwi. Anemia poważnie osłabia odporność organizmu. Żelazo jest w zielonych warzywach, czerwonym mięsie, soi.

Wszystkie te niezbędne dla zdrowia składniki, a także inne, nie mniej ważne witaminy i sole mineralne, zapewniamy maluchowi, stosując dietę jak najbardziej urozmaiconą.

Warzywa i owoce podawaj tak, by nie niszczyć cennych witamin. Obieraj je więc jak najcieniej, a surówki przyrządzaj tuż przed jedzeniem. Jarzyny gotuj krótko, najlepiej na parze. Kiedy skończy sie sezon na świeże owoce i warzywa, pozostają mrożonki ( zamrażanie nie niszczy witamin ani związków mineralnych). Pamiętaj jednak, by warzywa mrożone gotować krócej niż świeże. Warto od czasu do czasu przemycić maluchowi trochę uodporniającego chrzanu, czosnku czy cebuli. A gotowe owocowe herbatki wzbogacać sokiem z malin, aronii lub czarnej porzeczki.

Żywe kultury

Oprócz bakterii chorobotwórczych są i takie, które nam sprzyjają, bo „mieszkając” w skórze, w jelitach, w gardle i w nosie, stanowią naturalną zaporę dla szczepów naprawdę groźnych. Po każdej infekcji tych dobrych bakterii ubywa, zwłaszcza jeśli trzeba było przyjmować antybiotyki. Najbardziej cierpi na tym flora jelitowa, która w dużej mierze chroni nas przed zatruciami pokarmowymi. Dlatego w czasie kuracji antybiotykowej malec powinien brać probiotyki ( Enterol, Trillac, Lakeid lub Lacidofil), by w ten sposób wesprzeć zdziesiątkowaną armię naturalnych sprzymierzeńców. Ale i na co dzień warto pamiętać o tzw. probiotykach, które znaleźć można jogurtach i innych produktach mlecznych, zawierających „ żywe kultury bakterii” ( ostatnio zaczęto je dawać do mleka modyfikowanego, np. Nestle Bifidus).

Odporność w pigułce

Dzięki hartowaniu i odpowiedniej diecie maluch choruje rzadziej i lżej. Jednak zupełnie uchronić dziecko przed infekcjami nie sposób. Ale – powiedzmy na pociechę – samo chorowanie również uodparnia, bo walcząc z zarazkami organizm wytwarza przeciwciała i coraz lepiej potrafi się bronić.

Kiedy dziecko idzie do przedszkola po raz pierwszy styka się z dużą grupą dzieci, bardzo często łapie infekcje – kicha, kaszle, gorączkuje. To normalne, nawet jeśli zdarza mu się to osiem razy do roku. Jeżeli jednak choruje raz za razem, warto poradzić się lekarza, jak wzmocnić odporność malca ( a przedtem wspólnie rozważyć, czy przyczyną nawracających chorób nie jest przypadkiem alergia).

Tak zwane szczepionki uodparniające zawierają szereg spreparowanych bakterii – tych, które najczęściej wywołują infekcje. Organizm ćwiczy na nich linię obrony. Wśród lekarzy jest tyluż zwolenników, co i przeciwników tych preparatów. Układ odpornościowy dziecka jest i tak przeciążony szczepieniami obowiązkowymi, ale nawracające infekcje i częste kuracje antybiotykowe też przecież nie wychodzą mu na dobre. Jeśli juz podawać szczepionki, to dopiero powyżej 4 roku życia, żeby dać organizmowi szansę na wytworzenie naturalnej odporności – co do tego pediatrzy są na ogół zgodni. Później lekarz, ale tylko ten, który dobrze zna dziecko, może mu ewentualnie przepisać Luivac, Bronchoaxon, Ribomunyl czy IRS19. Ze skutecznością takich szczepionek jest bardzo różnie – niektórym maluchom chorowanie przechodzi jak ręka odjął, u innych wcale nie widać zmiany na lepsze.

Uśmiech zdrowia

Dzieci pogodne wychowywane w szczęśliwej rodzinie, chorują mniej i łagodniej przechodzą infekcje. Każdy stres, tęsknota za kimś bliskim odbija się gwałtownym spadkiem odporności. Nie dziw się wiec, że twój maluch zachorował, ledwo wyjechałeś, czy niedługo po jakichś burzliwych rodzinnych przejściach. Dziecko wszystko przeżywa silniej, niż nam się wydaje. Dbaj o jego dobry nastrój, żartuj i śmiej się razem z nim, dawaj mu odczuć, jak bardzo jest kochane, a będzie silniejsze i duchem i ciałem. W końcu nie od dziś wiadomo, że śmiech to zdrowie, a szczęśliwi żyją dłużej.

Nie narażaj dziecka

* Jeżeli któryś z domowników jest chory, ogranicz jego kontakty z dzieckiem do minimum. Przypilnuj też, by używał tylko jednorazowych chusteczek, zasłaniał usta, kaszląc czy kichając i nie korzystał z tych samych naczyń co dziecko. Nigdy nie zabieraj malca na wizyty do szpitala. W „sezonie na infekcje” unikajcie dużych skupisk ludzi – tramwajów, autobusów, supermarketów.
* Nie pal i nie pozwól, by inni palili przy dziecku. Dym tytoniowy poraża rzęski nabłonka dróg oddechowych, przez co nie mogą one skutecznie usuwać zarazków. Dzieci palaczy zdecydowanie częściej chorują."

czwartek, 22 września 2011

Dzidzia – Napięcie mięśniowe, przebieg problemu

Jako rodzice często borykamy się z problemami zdrowotnymi naszych pociech. Nieraz nawet świeżo urodzone dziecko od początku nie wykazuje jakiś znacznych problemów z napięciem mięśniowym. Najszybciej problemy te można zauważyć u maluszka w 3 miesiącu życia. Do końca nie jest znana przyczyna pojawiania się niewłaściwego napięcia mięśniowego.
Nieprawidłowe napięcie mięśniowe to bardzo ważna informacja o stanie i funkcjonowaniu ośrodkowego układu nerwowego i mózgu maluszka. Może ona świadczyć również o chorobach genetycznych i metabolicznych. Od prawidłowego napięcia mięśni zależy rozwój ruchowy dziecka, pokonywanie jego kolejnych etapów, takich jak siadanie, wstawanie, chodzenie.
Kiedy dowiedzieliśmy się z żoną, że nasze dziecko ma ten problem, zastanawialiśmy się skąd u naszej pociechy pojawiło się osłabione napięcie mięśniowe. Podczas rutynowej wizyty u pediatry pani doktor stwierdziła, że nasza córeczka ma z tym problem. Dostaliśmy skierowanie do poradni rehabilitacyjnej. Tam po konsultacji z kolejnym lekarzem dostaliśmy skierowanie do neurologa dziecięcego, na USG przezciemiączkowe główki, oraz na badanie dna oka.
Na początku córeczka miała robione USG, z którego wyszły bardzo dobre wyniki świadczące o tym, że dziecko rozwija się prawidłowo umysłowo. Kolejne badanie było u okulisty. Pani doktor, która robiła badanie naszemu dziecku stwierdziła, że nie ma uszkodzenia nerwu wzrokowego co było bardzo dobrą wiadomością.
Z tymi wynikami udaliśmy się do neurologa dziecięcego, który po obejrzeniu wyników stwierdził, że maluszek ma faktycznie słabe mięsnie, ale ponieważ nie było uszkodzenia nerwów i zmian w mózgu, dziecko jest zdrowe tylko sfera ruchowa jest lekko opóźniona. Pani doktor zaleciła naszej córeczce rehabilitację.
By pomoc dziecku nadgonić zaległości potrzebna jest właśnie rehabilitacja. Jest ich kilka. O wyborze decyduje lekarz wspólnie z rodzicami. Najczęściej stosowane są dwie metody: Vojty i NDT-Bobath.
Pierwsza przynosi szybkie efekty, ale nie jest zbyt przyjemna dla dziecka (podczas ćwiczeń maluchy często płaczą z powodu dyskomfortu). Polega na uciskaniu określonych punktów na ciele. Ich pobudzanie powoduje „naprawę” mózgu. Aby przyniosła skutek, ćwiczenia powinny być wykonywane systematycznie 4x dziennie.
Łagodniejsza jest metoda NDT-Bobath – usprawnia dziecko poprzez dostarczanie mu odpowiednich doznań czuciowych i ruchowych. Ruchy ćwiczone z terapeutą rodzice utrwalają w domu przez prawidłową pielęgnację, karmienie, noszenie czy zabawę.
Naszej kruszynce zalecono metodę NDT Bobath, z czego się ucieszyliśmy z żoną. Córeczka miała ćwiczenia w domu z rehabilitantką 1 godzinne 2 razy w tygodniu.
Kiedyś zapytałem się rehabilitantki skąd wziął się problem u naszego dziecka, odpowiedziała mi, że przyczyn było kilka. Ponieważ żona miała ciąże zagrożoną i wystąpiło krwawienie to była jedna przyczyna. Drugi powód to taki, że żona miała z córką konflikt serologiczny w czynnikach Rh.
Ponoć to były 2 główne przyczyny, które spowodowały pojawienie się problemu.
Słyszałem, że nawet w Niemczech kobiety, które nie miały problemów z ciążą, rodziły dzieci z tym problemem i że jest to też kwestia genów.
Moja żona brala również Nospe w ciąży ze względu na zagrożenie, a i tu ponoć używanie tego leku w ciąży wpływa na pojawienie się napięcia.
Nie jest do końca znana przyczyna pojawiania się tych problemów u dzieci. Z tego co wiem dziecko ma czas do 2 lat by zacząć chodzić. Córeczka jak skończyła 7,5 miesięcy to nadal miała rehabilitację, ale już w żłobku. Cały czas była pod kontrolą neurologa, rehabilitantki i okulisty. Jak miała 12 miesięcy to raczkowała, podnosiła się ale nie chodziła jeszcze samodzielnie tylko trzymana za rączki.
Im szybciej lekarze wykryją te problemy, tym szybciej przy pomocy rehabilitacji można dziecku pomoc nadgonić zaległości. Problem faktycznie jest do opanowania, ale trzeba dziecku pomóc i powinno się 1 raz dziennie ćwiczyć z nim w domu, choć zależy to od metody rehabilitacji. Ważne by pamiętać, żeby chodzić na regularne wizyty do neurologa i okulisty.
Teraz już z wielką radością mogę napisać: koniec tych dręczących badań. Mieliśmy ostatnią wizytę w poradni rehabilitacyjnej i jesteśmy bardzo szczęśliwi. Dzidzia ma już prawie 19 miesięcy i broi, aż się kurzy. Uczęszcza w końcu do zwykłego żłobka.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Żłobkowe nieprzewidziane problemy

Kto by pomyślał. Ile to rodzice muszą sobie włosów z głowy powyrywać, ile muszą pokonać trudności, żeby maleństwo miało jak najlepiej. Często przychodzą takie chwile, że wszystko idzie pod górkę, same przeciwności trudno jest być super rodzicem. Mimo szczerych chęci niektórych problemów nie można od razu przeskoczyć. Jednak mimo tego całego zaplątanego bałaganu uśmiech dziecka wyjaśnia wszystko.

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Poszukaliśmy dla dzidziusia żłobek w miarę blisko naszego domu. Złożyliśmy wszystkie potrzebne tam dokumenty. Po krótkim czasie dowiedzieliśmy się, że maleństwo dostało się. Ucieszyliśmy się niesłychanie, nie sądziliśmy, że wszystko tak łatwo pójdzie. Kierowniczka żłobka poprosiła nas tylko o uzupełnienie dodatkowych papierów. Między innymi potrzebne było zaświadczenie od lekarza pediatry, że mała może uczęszczać do zwykłego żłobka. NO I ZACZĘŁO SIĘ.
Podczas wizyty miny nam zrzędły. Myśleliśmy, że to jakiś żart. Jednak to nie był żart. Otóż lekarze mają jakieś szablony pokazujące co dziecko powinno umieć na danym etapie rozwoju. No i wyszło, że maleństwo ma zaległości i NIE MOŻE IŚĆ DO ZWYKŁEGO ŻŁOBKA. Dostaliśmy zaraz całą serię skierować do lekarzy specjalistów: poradnia rehabilitacyjna, neurolog, okulista. Oczywiście zasięgnęliśmy porady innego pediatry nie mówiąc o wcześniejszej wizycie i wyszło to samo. Po powrocie do domu byliśmy załamani, dziadkowie też nie mogli uwierzyć. Uwierzcie, że dostaliśmy taki cios, że nie mogliśmy się pozbierać.
Pozostało nam tylko jedno – trzeba nadrobić zaległości. Coraz bardziej myśleliśmy o rezygnacji ze żłobka. Krótko po wizycie udaliśmy się do dowodzącej żłobkiem i opowiedzieliśmy o naszym problemie. Kierowniczka była bardzo miła, uspokoiła nas. Powiedziała, że najlepszym rozwiązaniem dla dziecka byłoby wzięcie niani i zapraszaniem do domu rehabilitantki. Pomogła też w załatwieniu żłobka integracyjnego. I tak też zrobiliśmy.
Najpierw odwiedziliśmy lekarzy specjalistów. Okulista badał dno oka dzidziusia i wszystko wyszło w porządku. Pani neurolog miała stwierdzenia podobne jak pediatra. W poradni rehabilitacyjnej było najgorzej. Ten płacz innych dzieci rehabilitowanych. Straszne to było. Nikomu nie życzę odwiedzin tam. Na szczęście pani doktor była sympatyczna, maleństwo nie bało się. Ale to co ona robiła z maluchem to był szok, jakieś podrzuty, przerzuty, szarpanie za kończyny. Krzyknęliśmy co pani robi. Ona spokojnie, takie są procedury badań. No i po badaniu stwierdziła, że konieczne są rehabilitacje, dziecko powinno więcej umieć, powinno mieć silniejsze mięśnie. Spodziewaliśmy się po tym wszystkim takiej odpowiedzi.
Przez cały wrzesień dziecko było pod opieką babć, nas i znajomych. Dwa razy w tygodniu przyjeżdżała rehabilitantka. Nie mogliśmy sobie finansowo pozwolić na nianie i rehabilitantkę. Jakoś ten wrzesień minął. Od początku października zaczął się żłobek integracyjny. Dopiero od tego momentu, bo wcześniej nie było miejsc. O dalszych problemach żłobkowych opiszę w następnych postach.

Bardzo dużo wysiłku szczególnie psychicznego nas to wszystko kosztowało. Ale czego nie zrobi się dla swojej pociechy. Rodzic jest wstanie stanąć na głowie, aby pomóc dziecku.

środa, 16 marca 2011

Kluczowa decyzja. Dom czy żłobek?

To jest właśnie ta, jedna z największych bolączek rodziców. Masa przemyśleń, a odpowiedź bardzo trudno znaleźć. Wiadomo, że chcemy dla dzidziusia jak najlepiej. Wybór jest trudny, trzeba na coś się zdecydować.
Napiszę od razu, my zdecydowaliśmy się na żłobek, kiedy nasza dzidzia miała lekko ponad 6 miesięcy. Żona musiała wrócić do pracy więc decyzja musiała paść. Nie było to lekkie. Mieliśmy masę wątpliwości co do tego.

Rozważaliśmy różne opcje: pomoc babci, znajomych, żłobek czy opiekunka.
Zaczęliśmy od szukania opiekunek. Wyglądało to jak casting. Było u nas masę kobietek. Młodsze i starsze, większość PALĄCYCH ( mówiły, że tylko popalają ). Właśnie te co się nadawały, te co były bardzo miłe i robiły super wrażenie to paliły. Nie chcieliśmy w domu palaczy więc one odeszły zaraz na bok. Były też inne, może nie tak super jak ‘palaczki’, ale ile chciały za godzinę. Nie było nas stać na aż tak wielki wydatek.
Nie chcieliśmy patrzeć na pieniądze, chcieliśmy kierować się tylko i wyłącznie dobrem dziecka. Nie poszło po naszej myśli, bo wydatek rzędu ponad tysiąc złotych na miesiąc był dla nas abstrakcją. Jest to ponad 12 tysięcy złotych rocznie.
I tak po chyba 30-stu castingach opcja opiekunek poległa.

Drugą opcją jaką wzięliśmy pod uwagę to były babcie i znajomi. Typu:
Poniedziałek – pierwsza babcia
Wtorek – pierwsza babcia
Środa – znajoma
Czwartek – Druga babcia
Piątek – Druga babcia
Ciągła opieka jednej ze stron w naszym przypadku nie była możliwa. To by było dla wszystkich męczące, bo oby dwie babcie są dojezdne ( jeżeli opieka by była u nas w domu ).
Nie chcieliśmy codziennie tak daleko wozić dziecka do babć. To by była mordęga dla dziecka. Sam dojazd wykluczał tę opcję.
Istnieje jeszcze jeden duży minus tego wariantu. Babcię są teściowymi. A teściowa to teściowa. Może namieszać w życiu rodzinnym, bądź też nie. Zauważyliśmy to z doświadczenia, że pomoc na krótką metę jest super. Na dłuższą metę staje się uciążliwa i męcząca. Zrezygnowaliśmy z tego wariantu, ale nie ostatecznie.

No i ostatnia opcja – żłobek. Tu jest tak dużo minusów jak i plusów.
Plusy:
- opłaty do 300 zł. na miesiąc;
- przebywanie dziecka w grupie innych dzieci, można uniknąć syndromu jedynaka;
- profesjonalna opieka nad naszym maleństwem;
- szybki rozwój dziecka;
- bardzo miła kadra;

Wady
- na jedną opiekunkę często przypada od 4 do 5 dzieci;
- ścisły harmonogram dnia dla dzieci ( o konkretnych godzinach jedzenie, spanie, zabawy );
- codzienne zawożenie;
- częste choroby dziecka ( głównie przeziębienia – wtedy dziecko w domu pod opieką rodziców lub babć ). O tych chorobach to opisze w innych postach bo część z nich to była ewidentnie z naszej winy.
No i wybraliśmy żłobek.

Była to decyzja bardzo trudna. Jedna z trudniejszych jaką podjęliśmy. Oczywiście babć nie wykluczyliśmy. Jest tysiące powodów ,dla których pomoc babć jest czasami bardzo potrzebna.

piątek, 18 lutego 2011

Niebezpieczeństwa czyhające na dziecko

Mimo najszczerszych chęci rodziców zawsze zdarzają się jakieś sytuacje nie do przywidzenia. I tu są te fajne, śmieszne i te nie śmieszne, aż mrożące krew w żyłach zdarzenia. Jest to nieuniknione. Jednak podejmując zawczasu środki zapobiegawcze można przynajmniej po części uniknąć tych negatywnych przygód.
Pierwszą zasadniczą sprawą jest zabezpieczenie wszystkich kontaktów w zasięgu rączek dziecka. Są specjalne nakładki na gniazda. Ale to nie wszystko. Moja dzidzia na siłę wpychała paluszki pod gniazdko. Musieliśmy wszystkie lepiej umocować, a tych co nie szło wymienić.
Następną ważną sprawą jest zwrócenie szczególnej uwagi rodzica podczas noszenia dziecka. Trzeba uważać na główkę dzidziusia, aby nie poobijać o futryny, czy szafy. Wydaje się to oczywiste, ale po dłuższym noszeniu można się zapomnieć. Nam też wielokrotnie dzidzia uniknęła „kraks” o mały włos. Należy też pousuwać z przejść różne przedmioty o które moglibyśmy się przewrócić z dzidzią. No i po schodach powoli. Należy pamiętać, że lepiej się gdzieś spóźnić z dzidzią niż narobić sobie draki. Podczas noszenia dzidzi rodzic musi mieć po prostu wyobraźnię.
Najgorszym przekleństwem dla maluchów są wrzątki. Tutaj przewrażliwiam, jak najdalej z dzieckiem od gorących rzeczy. Jak coś się przydarzy to zaraz do zimnej wody i do szpitala lub wzywać pogotowie. W takich przypadkach nie ma żartów.
Na spacerach też czają się niebezpieczeństwa. Uważajmy jak tylko się da. Zapinajmy dzidzię w pasy na wózku spacerowym. O zabezpieczeniu przed owadami opisywałem wcześniej. Nie pozwólmy, aby dzidzia zmokła, zmarzła, spociła się, opaliła się na słońcu w upalny dzień.
Dużym niewychowaniem naszego społeczeństwa jest zachowanie w autobusach. Większość myśli tylko o sobie, na szczęście są rzadkie wyjątki. Nikt nie pomyśli, aby pomóc wnieść wózek albo zrobić trochę miejsca. W takich przypadkach musimy bronić nasze maleństwo i co niektórych opierniczyć. Wtedy dzidzia może nam się rozpłakać, ale co zrobić, w takim kraju żyjemy.
Wracając do zacisza domowego zabezpieczmy także wszystkie ostre przedmioty.
Niby to wszystko wydaje się banalne. W rzeczywistości wszystko takie oczywiste nie jest. Nasze maleństwo jest naszym największym skarbem. Musimy przebrnąć przez wszystkie utrudnienia i po prostu dać radę. Uśmiech dzidzi uspokoi wszystkie nasze nerwy.

sobota, 29 stycznia 2011

Dziecko na spacerze

Każde dziecko potrzebuje dotlenienia dlatego tak dużą uwagę przykułem do wietrzenia mieszkań. Ale co zrobić, jak na zewnątrz jest duży mróz. Wiadomo, że nie wyjdziemy. Tylko w razie potrzeby do lekarza. Jest na to sposób.
- Jest to ubranie dzidzi jak do wyjścia na zewnątrz. Przygotowanie wózka w pokoju. Położenie dziecka do wózka. Okrycie go: my kładliśmy na spód i na zewnątrz kocyk. Potem pokrowiec na wózek i otwieraliśmy lekko okno. Jak dzidzia jest ubrana to trzeba wszystko wykonywać w miarę szybko, aby się nie spociła. Potem my się ubieramy i jeździmy z dzieckiem po pokoju. I tak jednocześnie mamy mini spacer i wietrzenie mieszkania. Pamiętajmy tu o jednym, żeby drzwi od pokoju były zamknięte, by nie wychłodzić pokoju dziecka. Trzeba będzie ją w końcu w cieple rozebrać.
Ten sposób jest przydatny także jak jest w miarę ciepło, a deszczowo. Nasza dzidzia urodziła się w lutym więc nie było wyboru. U nas taki mini spacer trwał około 1 godziny. Przydatny jest w pogotowiu smoczek, zdecydowanie przydatny.
- Jak Aura jest bardziej sprzyjająca to można wyjść w końcu na dwór. Dużą przeszkodą może okazać się znowu wózek. Bo jak tatuś musiał wrócić do pracy to wszystko spadło na mamę. A znoszenie ciężkiego wózka z 3-go piętra to horror. Dlatego tak ważny jest dobór wózka jak opisywałem we wcześniejszych postach. Na szczęście nasz był w miarę lekki. Składaliśmy stelaż i braliśmy go na ramię. W drugiej ręce gondola – te uchwyty w niej to zbawienie. I tak na dół. Potem przy wyjściu z klatki rozkładanie stelaża i wpięcie gondoli. Po prostu banał. A wnoszenie jest odwrotnością czynności poprzednich i tyle.
Sam spacer jest bardzo przydatny jak i dla dzidzi jak i dla zmordowanej mamy. My staraliśmy się głównie jeździć po lesie by pooddychać świeżością. Zdecydowanie nie polecam dłuższych pobytów w sklepach bo dzidzia zaraz się spoci. A jak już bardzo musimy to trzeba dziecko po prostu rozebrać. My nawet do dzisiaj nie byliśmy z dzieckiem w żadnym hipermarkecie bo po co. Tworzyliśmy wspólnie listę większych zakupów w domu i tatuś albo mamusia robiła zakupy.
Też unikaliśmy tych mocno ruchliwych ulic bo po co wdychać spaliny.
Należy także pamiętać o akcesoriach na spacer. Jak jest zima to pampers nie potrzebny bo jeździmy blisko domu. Ale podstawa to cieple piciu w butelce schowane od wewnętrznej strony kurtki. No i smoczek. Jak się zrobiło ciepło to w lesie pojawiały się złośliwe owady. Tu pomagała moskitiera i aerozol na latające owady dla dzieci. I to starczało. Na słońce pomagała parasolka.
Takie spacery są cudowne, dzieci to uwielbiają. Rodzice się lepiej czują po przechadzce. Inaczej mówiąc same plusy.

czwartek, 27 stycznia 2011

Dziecko – pierwszy miesiąc

Jak to pięknie oglądać swoje dziecko jak powolutku dorasta. Czego chcieć więcej mogą rodzice. Dzidzia wydaje już pierwsze dźwięki, typu eee no i płacz to też dźwięk. Naprawdę rewelacja.
Z moją dzidzią to było tak jak pewnie z innymi dziećmi. Ale nie ma co porównywać, bo w końcu każde dziecko jest inne. Przez cały czas stosowaliśmy jeszcze pampersy firmy Pampers. Nie chcieliśmy na tym oszczędzać. Tak samo mieliśmy z chusteczkami, kupowaliśmy te dobrze nawilżane. Mieliśmy tylko kłopot z chusteczkami Babydream, bo miała na to uczulenie i krostki wychodziły.
Usypianie dzidzi też weszło już w rutynę, karuzelka sprawdziła się i rady z powyższych postów. Coraz częściej ma głęboki sen. Aż tak głęboki, że nawet hałasujący sąsiad wiertarką udarową jej nie ruszał. Jedno co zauważyliśmy to, że maleństwo miało już pierwsze sny co było widać jak rączkami wymachiwała w śnie.
Dziecko chce się coraz częściej bawić. Moja uwielbiała głupoty. Głupie miny. Ma już łaskotki pod paszkami i na szyjce. Lubi się „hihrać” z zabaw. Fajne jest to, że te głupoty ma cały czas w głowie, nawet dzisiaj. I to jest super.
Jak płacze to trzeba ja na rączki wziąć. Przytulić ukochać i załatwione. Uwielbia do dzisiaj jak się jej śpiewa ale tylko wesołe piosenki, nie te wolne i smutne.
Jeżeli chodzi o jedzenie to już całkowicie przeszliśmy na to modyfikowane. Nie mieliśmy wyjścia. Piła bez problemu. Chociaż osobiście mogę powiedzieć, że w smaku to totalna lipa. Próbowałem, smakowałem i nie wiem co tak dzieciom w tym smakuje. Jak już nie chciała pić to resztę wylewałem bo nie szło tego pić. Cały czas używaliśmy dobrze przegotowaną wodę z kranu.
Na początku 2 miesiąca czekała nas wizyta druga wizyta u pediatry no i USG bioderek.
Najśmieszniej mieliśmy z ciuszkami. Po miesiącu było trzeba część odstawić na bok bo za małe. Niektóre były zupełnie nowe ani razu nie używane.
Podsumowując pierwszy miesiąc to ciężko opisać radość w serach rodziców. Było cudownie mimo trudności. Na początku dzidzia dużo śpi nawet 20 godzin w ciągu doby. Potem staje się starsza i wszystko powoli się zmienia

wtorek, 25 stycznia 2011

Dzidzia i ciemieniucha

Tu od razu uspokajam. To nic groźnego dla dzidziusia, może go jedynie trochę po swędzić. Ale są na to sposoby i idzie to opanować.
Ciemieniucha to coś jak łupież u dorosłych. Tyle że trochę „brzydziej” to wygląda. Na początku zdębieliśmy. O co chodzi? Co to? Rzeczywiście brzydko to wygląda i ewidentnie szpeci dziecko.
Więc jeżeli zobaczymy na główce dziecka płaty łupieżu to nie ma obaw. Wystarczy wziąć myjkę dziecka. Namoczyć ją w ciepłej wodzie i delikatnie to zmyć. W skrajnych przypadkach należy posmarować dziecku główkę oliwką bambino. Ale kto by chciał cały dzień i noc mieć na głowie oliwkę. My oliwki nie stosowaliśmy, myjka w zupełności nam starczyła.
Tak od razu to nie schodzi. U nas to trwało tydzień.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Dzidzi pierwsze leki

Wiadomo, że w dzisiejszych czasach bez jakichkolwiek leków się nie obędzie. Świat poszedł tak do przodu, że część babciowych metod poszło w niepamięć.
Na pewno od samego urodzenia, jeżeli jest odparzona pitucha, to trzeba smarować odpowiednimi kremami. Tak było w naszym przypadku. Musieliśmy zastosować sudocrem, bo oliwka nie dawała rady. Też podobno skuteczny jest alantan.
Co do leków doustnych, to zaczęliśmy podawać je dopiero po 14 dniu. A były to:
- Juvit D3 – do 1 roku po jednej kropelce dziennie – chyba, że pediatra zaproponuje inaczej;
- Juvik - przy karmieniu tylko piersią – 10 kropli dziennie;
- przy karmieniu piersią i butelką – 5 kropli dziennie;
- przy karmieniu tylko butelką – nie potrzeba podawać;

Oczywiście powyższe zalecenia były dobrane do mojego maleństwa. Dla innego dziecka mogą być to inne dawki. Dlatego tutaj zalecenia pediatry są bezcenne.

niedziela, 23 stycznia 2011

Dzidzia i pierwsza wizyta u pediatry

Przeważnie po 14-stu dniach po urodzeniu trzeba odwiedzić przychodnię. Nam trafiło się to w zimę. Musieliśmy ciepło małą ubrać do wózka i iść. Wtedy pierwszy raz użyliśmy wózek do konkretnych celów i sprawdził się na medal. To ten co opisywałem wcześniej.
W tym miejscu przestrzegam i uprzedzam wszystkich nowych rodziców: UWAGA na chamstwo i brak zrozumienia innych ludzi z dziećmi w przychodniach. Byliśmy umówieni na konkretną godzinę, a tam ustawiła się jakaś kolejka i wszyscy mieli nas w nosie. Prosiliśmy się ich czy by nas nie wpuścili z noworodkiem do pani doktor. Ale. Jeszcze nas jakaś baba opindoliła, że się jej chcemy wepchać. Tatuś opindolił też tą babę i się wyrównało. Tatuś się wkurzył i wszedł do gabinetu prosząc panią doktor o pominięcie kolejki. Była bardzo uprzejma i zgodziła się. Wtedy wszystkim babom miny zrzędły w tej poczekalni. I ten temat załatwiony. Jak tak mogły potraktować świeżych rodziców z 14-sto dniowym maleństwem. Najmłodsze tam dziecko miało min rok.
Później się dowiedziałem od położnej rejonowej, że noworodki mają pierwszeństwo przed resztą. Jest podobno taki przepis.
No i weszliśmy. Pani doktor prosiła o dokumenty i rozebranie maleństwa do pampersa. Zmierzyła ją: długość i obwód główki. Zważyła. Osłuchała. Oglądała dokładnie z każdej strony. Dała dużo rad tych co opisywałem wcześniej. Zrobiła zapisy w zeszycie dziecka. Dostaliśmy też ulotki o szczepieniach. Mieliśmy w bliskiej przyszłości zdecydować jaką wybierzemy dla maleństwa. I tyle. Wizyta trwała około 15-20min.
Z uśmiechem na ustach wróciliśmy do domu. Dzidzia zaraz usnęła w łóżeczku.

sobota, 22 stycznia 2011

Dzidzia – porady najbliższych

Od zawsze wiadomo, że wszyscy wokół będą zasypywać nas dobrymi radami. I na ogół tak jest. Ciężko przeciwstawić jest się niby dobrym radom. Na to trzeba uważać, aby nie narobić sobie i dziecku jakiejś krzywdy.
Najlepiej jest czerpać dobre rady od osób, które przeżywały to co teraz my. Czyli np. kuzynki z dziećmi, teściowe... Niektóre staroświeckie metody są skuteczne, ale nie wszystkie. W końcu rodzice powinni wiedzieć co dla maluszka powinno być najlepsze. Świat się zmienia, jest dużo ułatwień i trzeba to wykorzystać.
Oczywiście część rad wykorzystaliśmy z bardzo pozytywnym efektem. Unikamy nadmiaru zabawek. Pokazujemy mało telewizji. Łóżeczko nie stoi przy oknie itd. itd. itd. Trzeba wywarzyć co zastosujemy, a co nie.

Dzidzia – jak uśpić. Powinno spać, a nie chce spać.

Może być wiele przyczyn dlaczego nasze maleństwo nie może zasnąć. Bardzo często problem z zaśnięciem maleństwa wiąże się z płaczem. Ale spokojnie są na to sposoby.

Najpierw należy wyeliminować takie czynniki jak: dzidzia głodna, siuśki, kupka, uwierające ciuszki, spocenie w elastycznych ciuszkach, zaduch w pokoju, zbyt ciepło w pokoju, nieświeża pościel dziecka, zbyt miękko w łóżeczku, odparzona pitucha.

Następnie trzeba dokonać następujący kroków:
- bardzo skutecznym sposobem na zaśnięcie jest ciche śpiewanie dziecku dobrze nam znanych kołysanek. Tutaj nawet tatuś nauczył się śpiewać. Było trzeba i tyle;
- wzięcie dziecka na ręce i przytulenie dzidzi do siebie jest też skuteczne. Dzidzia czuje naszą bliskość i przeważnie zasypia;
- włożenie smoczka jak leży w łóżeczku. Polecam tu tylko smoczki ortodontyczne firmowe. My używamy do dziś avent.
UWAGA! Po 3-ech miesiącach używania należy smoczki wyrzucić. Dlaczego? Smoczki są silikonowe. Zdziera się warstwa zewnętrzna ochronna i zbierają się tam groźne dla dzidzi bakterie. Po co ma mieć maleństwo biegunkę albo inne paskudztwo. Lepiej wymienić.  
- no i teraz patent nad patenty. Aż dziw pomyśleć co usypiało najbardziej moje maleństwo. Otóż pieluszka tetrowa. To prawda pieluszka tetrowa położona z boku główki dziecka przylegając do jednego z policzków najlepiej chyba z tego wszystkiego działała.
- jeżeli coś dzidzie boli albo ma gorączkę to trzeba mieć w pogotowiu syropek panadol dla dzidziusiów. To też sprawdzone i pomaga.

Podejrzewam, że jest jeszcze więcej skutecznych sposobów na usypianie maleństwa. Ja wymieniłem te, które stosowałem razem z żoną.

czwartek, 20 stycznia 2011

Dzidzia – pierwsze jej ruchy


Już po urodzeniu dziecko rusza się tak, że człowiek się aż nie spodziewa jak. Szybciutko wierci nóżkami i rączkami. To jest piękny widok, bardzo piękny widok. Tak samo oczywiście było w domu. Fikała i ruszała rączkami. Ważne tu było, żeby zakładać dziecku cienkie rękawiczki niedrapki. Po co ma sobie krzywdę zrobić. Podobnie było z główką, ale w mniejszym stopniu. Tutaj trzeba pamiętać żeby dziecko kłaść do łóżeczka raz w jedną stronę, raz w druga stronę. Chodzi o to, by dziecko patrzyło się w obie strony. Zawsze wybierze stronę do patrzenia tam, gdzie coś się dzieje, czyli tam gdzie się przechodzi. To jest bardzo ważne, bo nie można dopuścić do płaskich miejsc na główce dzidzi.
Pediatrzy polecają też kłaść dziecko często na brzuszek w celu ćwiczenia mięśni. Już od prawie, że urodzenia. I tu też trzeba pilnować dzidziusia, aby się nie udusiła. Sama dzidzia w tym wieku nie ma siły by się podnieść. Więc lepiej chuchać na zimne.
Oczywiście jak maleństwo jest złe to też fika. To jest normalna reakcja. Dziecko nie umie jeszcze mówić więc daje inne sygnały, że coś chce.

środa, 19 stycznia 2011

Dzidzia – dobór akcesoriów do jedzenia

Nie ma co ukrywać, że dziecko kiedy jest głodne to nie odpuści i nie da odetchnąć. Możemy cudować, a to i tak nic nie pomoże. Dziecko jak chce jeść to chce i koniec. Trzeba tu pamiętać o odpowiednim dobraniu sprzętu do karmienia.
My na początku mieliśmy dwa rodzaje buteleczek. Jedna była droższa 150ml firmy LOVI za około 17zł. Druga za 5zł – nie pamiętam firmy, ale polskie, nie chińskie. Różnica była widoczna od razu, pomijając wygląd. Oby dwa smoczki miały podobne otworki, ale były zupełnie inne. Podczas dawania picia lub mleka małej tą tańszą opcją przelewało się jej bokami z buźki. Czasami wypijała pół butli i dalej nie chciała. Ogólnie takich nie polecam, ale czasami się przydają. Natomiast w Lovi nic jej nie przeciekało. Jadła i piła tyle ile powinna.
Tańsze butle przydają się kiedy dziecko zachoruje do podawania specyfików, a później, dla zwiększenia odporności, do podawania tranu, ale to dopiero po 7-ym miesiącu. Tran bardzo śmierdzi rybami dlatego przydatna jest tu jedna taka.
Warto też pamiętać, że podczas  dawania dziecku mleka modyfikowanego trzeba podłożyć pod bródkę pieluszkę tetrową. Czasami zdarza się, że po jedzeniu troszeczkę uleje. Po co w kółko dziecko przebierać.  
Do karmienia piersią można stosować jeśli trzeba nakładki laktacyjne. Bardzo one pomagają przy zbyt małych sutkach.
Niektórzy chwalą sobie podgrzewacze jedzenia. My mamy i nie używamy. W końcu mleko modyfikowane może tylko przez godzinę być w butli po przygotowaniu. A herbatkę wystarczy przygotować z odpowiednią temperaturą. Zamknąć buteleczkę i  schować pod kołdrę lub kocyk. Wtedy na bieżąco mamy ciepłe piciu. Co do spuszczonego mleka matki, to wystarczy schować w buteleczce w lodówce. Podgrzanie mleka na gazówce to kwestia 1 minuty.
Inne akcesoria potrzebne będą dopiero w późniejszym stadium rozwoju dziecka.

wtorek, 18 stycznia 2011

Dzidzia i kąpiel


Tutaj zwarta jest wielka tajemnica: jak uczynić żeby dzidzia spała jak najdłużej?. Dla mnie sprawa jest oczywista. Po kąpieli zawsze śpi dłużej dziecko. Nigdy nie zapomnę jak 2-ego dnia po przyjściu ze szpitala kąpaliśmy maleństwo. Teraz to wydaje mi się śmieszne jak sobie o tym pomyślę. W ogóle cała ” procedura” ubierania i rozbierania była dla nas bardzo męcząca. A gdzie tu dalej. No więc pierwsza kąpiel wyglądała następująco:
- temperatura w pokoju musi być pomiędzy 21-24°C;
- tatuś najpierw umył dokładnie wanienkę przed pierwszym użyciem;
- nalał wody ustawiając temperaturę pomiędzy 37-38°C;
- przeniósł wanienkę do pokoju i położył ją łóżko;
- na dnie wanienki musi być położona tetrowa pielucha
- mamusia zajęła sie przygotowaniem dziecka i od razu znalazła na to sprytny sposób: najpierw ręczniki na łóżko, na ręczniki dzidzia w ciuszkach, „demontaż” dzidzi, dzidzia do wanny, TU UWAGA NIE WOLNO ZAMOCZYĆ PĘPKA;
-mamusia trzymała główkę lewą ręką, a prawą myła myjką zakładaną na dłoń;
-tatuś wszystko podawał: najpierw do główki szampon bambino, potem do ciałka płyn do kąpieli nivea baby;
- trzeba pamiętać o dokładnym umyciu fałdek i dupki;
- po kąpieli dzidzię delikatnie na ręcznik położyć i osuszyć nie trąc ręcznikami tylko przykładając je do ciałka;
-psiknąć na pępek octenisept, żeby się zasuszyło
- posmarować tyłeczek olejkiem bambino wraz z psioszką i założyć pampersa, ale poniżej pępka.
- potem ubieraliśmy dzidzię, karmiliśmy i spała pięknie całą noc;

Dzieci z reguły bardzo lubią kąpiel. Trzeba do nich mówić co robimy podczas kąpieli bo one nasłuchują i to działa. Znajomi mieli kłopot, bo ich dzidzia wściekała się podczas kąpieli. Sposób ich był następujący: podnieśli temperaturę wody do 39°C.
Na i tak co drugi lub trzeci dzień powtórka z rozrywki. Z czasem kąpiel robi się wielką frajdą zarówno dla dziecka jak i rodziców.

Dziecko – ciuszki dobre, ciuszki złe


Kiedy rodzice są zmęczeni to na pewno pragną, żeby ich dzidzia zasnęła. Bardzo potrzebne jest to dla rodziców, aby mieli czas dla siebie. Jednak, gdy niemowlę jest nieprawidłowo ubrane to nie uśnie. I możemy śpiewać kołysanki, dawać smoczki, picie to nie ma siły, coś mi nie tak i koniec – rodzicu myśl. No i biedni rodzice znowu dostają w głowę bo nie wiedzą o co chodzi.
Tak, tak znam takie historie wyciągnięte z mojego życiorysu. Ile to udręki, aby zgadnąć w czym rzecz. No i ciuszki. Ciuszki małą uwierały, a konkretnie guziki na pleckach śpioszek. Oj z tymi ciuszkami trzeba uważać jak już opisałem we wcześniejszych postach. Bardzo wredne są te elastyczne, których skóra dziecka nie oddycha i się poci. A spocone dziecko jest przeważnie płaczące.
Bardzo brzydkie są też bluzy z kapturami. Bo po co komu one potrzebne. Może ładnie wyglądają, ale to tylko tyle. Kiedyś też dostaliśmy od kogoś piękne skarpetki z owczej wełny. Wyglądały cudnie. No to założyliśmy małej. Najpierw miała śpioszki standardowe ze stópkami i było wszystko ok. Ale kolejnej nocy miała śpioszki bez stópek i na bose nogi założone te wspaniałe skarpety. Skończyło się tak, że po godzinie od położenia zaczęła tak się złościć, że było trzeba ją przebrać w normalność. I tak całe życie człowiek się uczy na błędach.
To były te złe ciuchy, ale spokojnie są też te dobre. Bawełna, bawełna, bawełna inaczej mówiąc 100% cotton króluje. Co do zapięć to tylko zapinane z przodu polecam, ewentualnie z boku. Na początku najbardziej wygodne są body z krótkim rękawem. Śpioszki na guziki lub zamek, ale z tym zamkiem to ostrożnie. Zamek zapięty prawie pod samą szyję jest aż niebezpieczny dla dziecka. Miałem taki przypadek jak moją małą położyłem na brzuszek, a uchwyt suwaka zamiast być schowany na swoim miejscu to on zawisł. Gdy dzidzia się ruszała to badziewie wrzynało się jej w ciałko. Niby to takie banalne, ale się zdarzyło.
Więc podczas wyboru ciuszków nie można kierować się tylko pięknym wyglądem, ale tylko i tylko praktycznością.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Dziecko – pierwsze humory

Sprawą oczywistą jest, że każde dziecko jest inne. Każda dzidzia inaczej reaguje na różne „bodźce” zewnętrzne. Malutkie dziecko najczęściej pokazuje swoje złości jak coś potrzebuje lub coś je boli. Tak jest na początku, później to się całkowicie zmienia. Na przykładzie mojego maleństwa:
- nawet małe siku w pieluchę – lekki płacz – małą księżniczka;
- kupka – mocniejszy płacz;
- głodna – wyraźny płacz i miękki brzuszek;
- chcę mi się pić – lekki płacz;
- odparzona pitucha – przewlekły lekki płacz – chyba najgorszy;
- zaduch w pokoju – dzidzia nie chce spać – trzeba wietrzyć i utrzymywać około 21 °C;
W wielu przypadkach bardzo pomagał dydolek ( smoczek ). Tylko trzeba pamiętać o wyparzaniu go.
I tak właśnie jest na początku. Z biegiem czasu idzie do tego przywyknąć.

Dziecko – pierwsze zabawki

Oj jakże rodzice chcieliby uszczęśliwiać swoje maleństwa, rozpieszczać je i kochać z całego serca. I w tym właśnie momencie czycha na mamusię  i tatusia wiele wyzwań co tak, a co nie.
Zabawki jak to zabawki, wszystkie wydają się podobne, takie fajne, takie cudowne dla mojego maluszka. No właśnie. Fajnie jak się od kogoś coś dostaje dla malca. Niestety. NIESTETY trzeba to zweryfikować czy się nadaje dla dziecka. ¾ zabawek na rynku to zabawki pochodzenia daleko azjatyckiego. Nie wiadomo w jakich warunkach były wyprodukowane i z jakich materiałów. Czy pracownicy nie byli chorzy na coś azjatyckiego. Osobiście mam duże uprzedzenie do takich produktów. Jednak trzeba pamiętać o jednym: obojętnie jakiego pochodzenia kupimy towar to należy go dokładnie umyć w ciepłej wodzie 5 razy, maskotki wyprać. Nie kupować produktów, których nie idzie umyć. Gorzej jest ze sprzętem grającym i świecącym dla dzieci. Wtedy trzeba mokrą szmatką dokładnie kilka razy to przetrzeć.
Dzidzia jak jest malutka, to do buzi sama nic nie weźmie. Z biegiem czasu to się zmienia. Nie polecam też dużej ilości zabawek, bo dziecko nie będzie wiedziało na czym się skupić. Potem z tego wyrośnie i nie wiadomo co z tym ekwipunkiem robić. Tak właśnie jest u nas. Na część zabawek w ogóle już teraz spojrzy. Tylko je wyrzuca. Ale przynajmniej jest olbrzymia frajda z tego jak dzidzia wykonuje rzut na odległość.

niedziela, 16 stycznia 2011

Dziecko 1 tydzień w domu

Nie ma to jak mieć swój domowy żywy budzik w domu. To jest niesamowite. Codziennie godzina 6 rano – pobudka wstać dzidziom jeść dać. Tu się pojawiał coraz częściej problem. Nadal po jedzeniu płacz. Nie chcieliśmy wprowadzać mleka modyfikowanego, ale nie było wyjścia. I tak się stało, że w niedalekiej przyszłości przeszliśmy całkowicie na NAN.
Nigdy nie zapomnę spuchniętych piersi żony. Bolały ją były sine. Straszna sprawa. Bardzo się tego przestraszyliśmy. Aż ciężko opisać to co widziałem. Płakała aż z bólu. Tutaj bardzo przydał się ten tani laktator co już opisywałem. Pomogła jeszcze jedna rzecz. Otóż babciowy sposób. Czyli kupienie kapusty. Tak kapusty. Włożenie jej do lodówki na jakiś czas. Potem kawałki liści wkładałem jej za stanik. Pięknie kapusta wyciągnęła tę gorącz piersi. I tak po 2 dniach problem się zamknął. Ale ile nerwów i płaczu to nas kosztowało to szkoda „gadać”.
Też w pierwszym tygodniu mieliśmy wizytę położnej z przychodni. Bardzo sympatyczna kobitka. Obejrzała małą i żonę. Czy rany jej się zagoiły, bo była nacinana. Powiedziała czym przemywać szwy. No i powiedziała nam w końcu czemu dzidzia tak popłakuje. Otóż okazało się, że mieliśmy złą dietę. Jedliśmy to co lubiliśmy, ale tak nie można. Matka karmiąca musi unikać ostrych rzeczy. Smażonych rzeczy. Napojów gazowanych. Alkoholi. Petów. Ryb. No i wyszło szydło z wora. My uwielbiamy ryby np. śledzie w śmietanie z cebulą, smażone. Trzeba też unikać truskawek, fasoli, mleka w dużych ilościach, surowych warzyw, wiśni, czereśni, kawy, mocnej herbaty, pizzy, Fast foodów, wędlin, grillowania, kapusty, bigosu, grochu. Trzeba też uważać na leki. Ogólnie podsumowują przekichane. Ale się do tego dostosowaliśmy i płacze się skończyły.
Najstraszliwszą czynnością położnej był pobór krwi dziecka. Prosiła żebyśmy wyszli z pokoju i zamknęli drzwi. Krew pobrała jej  z piętki. Płacz był tak przeraźliwy, że aż teraz jak sobie to przypomnę to jeżą mi się włosy. Tragedia dla rodzica słyszącego wołanie o pomoc dziecka. No niestety takie chwile też są. Po 15 min. Uspokoiła się i wszystko powróciło do normy.
Przez cały czas cierpliwość i miłość rodziców do dziecka wystawiana jest na przeróżne próby. Są chwile wspaniałe, cudowne. Niestety te złe też. Trzeba być zawsze dobrej myśli, a wszystko musi się udać.

sobota, 15 stycznia 2011

Dziecko 2 dzień w domu

No tutaj pamiętam. Obudziła się głodna rano. Rodzice można powiedzieć zakręceni, ale aż nadpobudliwi. Wtedy panował chaos u nas. Ciężko było się zorganizować.
Pamiętam, że po jedzeniu dziecko czasami nam płakało mimo świeżej pieluchy. Wtedy od znajomych dowiedzieliśmy się, że trzeba dzidzi dawać coś do picia. Wystarczyło trochę słomkowej herbaty koperkowej z minimalną ilością cukru i po płaczu. Wtedy znowu nerwy nam puszczały, bo nie wiedzieliśmy o co chodzi.
Też ważną rzeczą jest wyparzenie buteleczek przed każdym użyciem. Tak samo jest ze smoczkami.  A jeżeli chodzi o wodę to dawaliśmy przegotowaną kranówkę. I tak dajemy do dzisiaj.
I teraz 2 dzień wieczór. Kąpiel. Tatuś przygotował wodę w wanience. Woda nie mogła być za zimna, ani za ciepła. W necie opisywali, że jak się włoży łokieć do wody kąpielowej to nie może parzyć. Ja takiego wyczucia nie miałem i każdorazowo wkładałem do wanienki termometr. Ustawiałem temperaturę w zakresie 37-38°C. Wanienka do pokoju na łóżko i kąpanie. Trzeba pamiętać o pieluszce tetrowej na dnie wanienki i delikatnej myjce na rękę. Lewą ręką trzeba trzymać główkę, a prawą myć włoski i ciało szczególnie fałdki i zagięcia, psioszkę, dupkę. Po kąpieli położenie dziecka na ręcznik i okrycie go do wysuszenia. Potem tylko ubranie cyc i spać. Najlepiej mi się wydaje kąpać niemowlę wieczorem przed snem.

Dziecko 1 raz w domu

Nie zapomnę tego nigdy, jak przyniosłem moją dzidzię ze szpitala. Taka była maleńka. Bardzo bałem się ją nosić. Nie wiedziałem jak trzymać. Ile nerwów mnie i żony kosztowało ubieranie i rozbieranie ciuszków. I tu od razu wyszło jakie ciuszki się nadają, a jakie nie. Tak jak opisywałem w poprzednich postach. Mogę tylko dodać, że przekleństwem okazały się te zapinane na pleckach. Dziecko mając i czując na pleckach guzik, czy zamki zaraz płakało. Dopiero po czasie zauważyliśmy o co chodzi.
Kiedy to było jak weszliśmy do domu, daliśmy dziecku cyca i usnęło. Piękny widok. Wtedy chyba wszystkich obdzwoniłem co miałem w skrzynce adresowej. I wszyscy się pytali czy chłopiec czy dziewczynka. My rodzice byliśmy przygotowani na małego Adasia. Tak nas gin nastawił. A tu dzidzia wyszła i Pani położna mówi: ”ale piękna dziewczynka”. Najbardziej niesamowite chwile mojego życia to te chyba na Sali porodowej, ale to opisze w innym poście.
Jak dziecko się nam budziło, tak co 3 godziny to zaraz akcja pampers i papciu. Już pierwszego dnia odparzyła sobie pituchę. Żadne olejki, żadne kartoflanki nie pomagały. Dopiero sudocrem w ciągu 3 godzin po użyciu zamknął ten temat. Na początku dzidzia więcej śpi niż urzęduje. Nam przesypiała całą noc bez jedzenia 21-6 i tak jest do dzisiaj. Najpierw bardziej reaguje na dźwięki niż na to co widzi.




piątek, 14 stycznia 2011

Wyprawka DOM

Dziecko potrzebuje czułości, miłości i sumiennej opieki. Może, te słowa tak prosto brzmią, ale to wszystko nie jest takie proste i oczywiste. Przekonałem się na własnej skórze. Wszystkie informacje jakie wyczytałem w necie były pomocne. Jednak strasznie potrafią namącić w głowie. Każda strona, czy poradnik "papierowy" patrzy na dziecko pod innym kątem. Każde dziecko jest w końcu inne. Dlatego nie będę opisywał ogólnie co przyda się, a co nie. Napiszę to co było niezbędne i przydało się w mojej poszerzonej rodzinie. Najgorszą rzeczą jaką przyszły tatuś może zrobić to jechać do jakiegoś marketu i chodzić i szukać czegoś. Bardzo pomocna jest tu konkretna lista potrzebnych rzeczy. Piszę o tym nie bez powodu. Ile razy będąc w jakimś multi-komleksie chodziłem i wkładałem w koszyk nieprzemyślane bzdury jak np. 
- elastyczne śpioszki made in china, w których dzidzia się raz spociła i więcej ich nie użyliśmy;
- elastyczne skarpetki made in china, w których pociły się jej stópki;
- podgrzewacz wody, jedzenia - firmowy, który kosztował ok.100zł i ani razu go nie użyliśmy;
- małe ciuszki kolorowe już po zmądrzeniu bawełniane do dzisiaj leżą w szafie z metkami i cenami, kupiłem po prostu ich za dużo;
- pajacyki polarowe, które używa się tylko na dwór, w łóżeczku się spoci. Kupiłem 6 par używaliśmy aż 2;
- pełno maskotek pluszowych - do dzisiaj moja dzidzia nie jest tym kompletnie zainteresowana;
- czapeczek też ma około 15, z czego połowę kupiłem, połowę dostała;
- no i te tanie chińskie zabawki, najgorsza to była okrągła grzechotka z kulami dookoła, a w środku tych kul są metalowe kuleczki. Hałas taki, że uszy tatusiowi pękały. Na początku się dzidzi podobało, ale jak zobaczyłem, że wkłada paluszki w otwory tych kul i nie może ich wyciągnąć to zaraz to badziebie wywaliłem. Sam miałem kłopot, żeby to z niej ściągnąć. Trzeba pamiętać, że dziecko wszystko bierze do buzi.
- nawilżacz powietrza elektryczny też jest majstersztykiem. W pokoiku dziecka zwiększa się wilgotność i jednocześnie robi się sauna. Po prostu tragedia. Ja tego nie kupiłem, ale kuzyn tak. Jak mi to pokazał to, aż mnie zatkało. Jak można takie coś dla dziecka wymyśleć.
- bluzy z kapturkami, w których dzidzia nie może spać bo uciska, na zimę na dwór też lipa bo nie idzie ubrać żadnej kurteczki czy kombinezonika przez piękny kapturek, w domu kapturka się nie używa;


Pewnie jest więcej takich ciekawych rzeczy. Na szczęście nie miałem z nimi styku. Jednak w  pogromie tego wszystkiego można wybrać te, które się na pewno przydadzą. Sprawą podstawową jest wybór wózka. Ile ja tego widziałem w sklepach, zgłupieć można. Porażką było to, że te co by nam pasowały kosztowały około 2000zł. Oczywiście były o wiele droższe. Nie podobały mi się ogłoszenia w allegro. Bo jak można kupić wózek bez obejrzenia go, chyba, że odbiór osobisty. Szczególnie stan wózka jak na zdjęciach z "komórki". Chcieliśmy już kupić bo bardzo nam się podobał nowy Tako jumper z dużymi kołami z przodu. Koszt  ok.1100. Wstrzymaliśmy się. tatuś umieszczał darmowe ogłoszenia po marketach. Po 3 dniach trafił się Bebe confort trophy z gondolą windoo za 500 zł w stanie db+. Teraz takie na allegro też mniej więcej tyle kosztują. No i rewelacja. Gość 2 lata temu dał za niego 2600zł. Na początku fotelik do samochodu nie był potrzebny. Gondola ma uchwyty auttofix. Dzidzia jeździła z nami w niej przez 6 m-cy. Potem z niej wyrosła. W zestawie wózka była opcja spacerowa. Myślę, że do 1,5 roku starczy. Potem zmiana. Koła do wózka polecam tylko piankowe. Pompowane lubią się przebijać. Wózek musi być stosunkowo lekki. My mieszkamy na 3 piętrze więc było to ważne.
Po 6 miesiącu kupiliśmy fotelik samochodowy z ogłoszenia marketowego. takie to tylko w opcji jako nosidełko. W żadnym przypadku nie styropianowe. Nie są drogie, a wybór ogromny.
Kolejna sprawa to wystrój pokoiku. A tu potrzebne będzie:
- łóżeczko z materacykiem - kupiliśmy używane za ok.150 jakieś markowe niby;
- meble przewidziane do multumu ciuszków i półek do zabawek;
- tapet nie zmieniałem na gładzie bo wkrótce zacznie rysować, a brzydkie nie są;
- ciuszki tylko bawełniane, bluzy bez kapturków. Na dwór przydatne są bluzy polarowe bez kapturków;
W rozmiarze 56-60 przyda się 10szt. śpioszków, 10szt bodów ( z krótkim rękawem). Skarpetki 2 pary. Butki na dwór 1 para. Butki domowe 2 pary. Czapeczki letnie 2 pary, zimowe tez 2 pary. Kombinezonik na zimę proponuje kupić najszybciej 3 tyg. przed przewidywanym zimnem. Są dwa rodzaje: jesienno-wiosenny i zimowy. Dziecko szybko rośnie dlatego nie Śpieszcie się. Rękawiczki na zimę, te na sznurku. Dla noworodka do domu na pewno przydadzą się niedrapki.
- co do chemii to polecam: oliwkę i krem bambino, sudocrem, zasypkę alantan, clotrimazolum na odparzenia od moczu. Przyda się krem na każdą pogodę.
- pieluchy;) - dużo jednorazowych, na tym nie oszczędzaliśmy. Chcieliśmy dobre, żeby uniknąć odparzeń. Pieluch tetrowych to ok 30 szt. się przyda. Pieluch flanelowych ok 5 szt. - dobrze sprawują się jako małe prześcieradełko.
- kocyki  2 szt.
- rożki 2 szt.
- zabawki - maleństwo na początku widzi tylko zarysy. Polecam nie chińskie bezpieczne kolorowe grzechotki. Tatuś zamówił z allegro używaną karuzelkę z pluszakami. To działa. Do, aż 7 miesiąca dzidzię to usypiało. Mając taką karuzelkę polecam dokupić do niej akumulatorki. Szybko się zwracają. Zabawki muszą być kolorowe.
- karmienie - żona szybko straciła laktację wobec czego szybko musieliśmy przejść na butelkę. Na początek wystarcza 1 szt. 150ml. Po miesiącu mieliśmy już 3 szt 1 mała i dwie większe. Konieczne są markowe smoczki 2 szt. - chodzi tu o ordodoncję. I teraz uwaga na laktatory. Te elektryczne są drogie i są tak wredne, że potrafią wyssać mleko razem z krwią - tak miała znajoma. My mieliśmy ręczny z pompką taki za 16 zł. Szału nie robił, ale sprawdzał się. Było trzeba zassać pierś z sutkiem i masować pierś, żeby leciało. Po trzech dniach karmienia raz ze spuszczonego mleka, raz z piersi dzidzia coraz częściej płakała. Okazało się, że jest głodna. Tatuś kupił mleko modyfikowane nan i temat załatwiony. Do picia dawaliśmy słomkową herbatę z kopru włoskiego.
Niby tego wszystkiego wydaję się dużo, ale to co opisałem na pewno będzie przydatne.
Pozdrawiam.

czwartek, 13 stycznia 2011

Wyprawka szpital - CO TRZEBA

Przygotowanie do szpitala to najczęściej chaotyczna misja specjalna. W necie jest cała masa różnych informacji. Co zauważyłem to niektórzy, aż tyle proponują zabrać, że miejsca w samochodzie może zabraknąć. Też zabraliśmy masę zbędnych rzeczy. 
Obecnie w szpitalach jest olbrzymia masówka i po dobie po porodzie odsyłają już  z dzidzią do domu. Tak po dobie. Sam byłem w szoku. Tempo naprawdę jest duże.


Wracając do tematu to nie można zapomnieć o nosidełku lub foteliku samochodowym w formie nosidełka. My mieliśmy przenośną gondolę z wózka. I przyznam pomysł niezły. Szpital mamy jakieś 300m od bloku. Ale w połowie drogi żałowałem, że nie wziąłem stelaża do gondoli. Ręka odpadała. Żona szła za mną ledwo żywa, a ja z dzidzią i torbą. Wtedy jeszcze był mróz więc trzeba było zakryć główkę dziecka pieluchą tetrową i buźkę wysmarować kremem na zimno. I tyle z przyniesieniem dziecka do domu.


Co do ekwipunku do szpitala, to proponuję przygotować go nawet 2 tygodnie przed planowanym porodem. Nigdy nic nie wiadomo. My poszliśmy 2 dni po planowanym porodzie, bo żona miała drobne bóle. Poszliśmy nie wiedząc, że w ten sam dzień będzie poród. No i wyszło. Mieliśmy przygotowaną prostokątną torbę sportową, a w niej cuda i widy;). Wzięliśmy:
- pieluchy jednorazowe Pampers firmy pampers 10 szt.
- pieluchy tetrowe do wycierania podkładania itd. 5 szt.
- chusteczki nawilżane 1 op.
- oliwka do pupy i sudocrem;
- 1l wody niegazowanej do picia dla żony;
- klapki basenowe lub papcie i   2 pary skarpet;
- koszula do karmienia piersią 2 szt. - tego nie mieliśmy - tatuś biegał po rynkach i szukał jak dziecko już się urodziło.
- żona miała małe sutki więc potrzebne były kapturki laktacyjne do karmienia piersią;
- dokumenty ( legitymacja ubezpieczeniowa, ostanie USG ciąży, karta ciąży, ostatnie badanie moczu i krwi, dokument potwierdzający grupę krwi, wynik wymazu z pochwy, dowód osobisty;
- majtki poporodowe z siateczki 5 szt.;
- podkłady poporodowe - duże podpaski - my wzieliśmy bella
- czopki glicerynowe wiadomo po co;
- leki przeciwbólowe po porodzie np.paracatemol;
- 1 ręcznik;
- szczoteczka i pasta do zębów;
- płyn do higieny intymnej z kory dębu lub rumianku;
- husteczki higieniczne 1 op.;
- ciuszki dziecka:
śpioszki 3 szt. w rozmiarze 56-60;
kaftaniki 3 szt. w rozmiarze 56-60;
rożek 1 szt.
pajacyki 3 szt. 56-60
kocyk w razie zimna
rękawiczki niedrapki 1 para
skarpetki 1 para w razie zimna
kombinezonik w razie zimna
czapeczka
- naładowany telefon, załadowane konto;
- aparat fotograficzny
- dodatkowa reklamówka na ciuchy żony przy przejściach między salami;


To co było zbędne tego nie pisałem. Warto pomyśleć, też o zaklepaniu sobie położnej. Przy tej masówce opieka nie jest najlepsza. Zdecydowaliśmy się i wzieliśmy. 4 stówki to kosztowało, ale opieka pierwsza klasa. Kolega nie wziął i żałował. Pokierowałem się jego przykładem.
Myślę, że moje doświadczenia się komuś przydadzą. 

Wyprawka dla dziecka - wprowadzenie

Rzeczą bezcenną jest odpowiednie zadbanie o swoje przyszłe maleństwo. Należy podejść do tego przemyślanie i nie podejmować pochopnych decyzji. Nasze maleństwo jest w końcu najważniejsze. Należy przede wszystkim pamiętać, że żadne pieniądze nie są ważniejsze od małej troski. 
Tak właśnie ja i żona staraliśmy się przygotować do przyjęcia nowego członka rodziny. A nie było łatwo. Dużo na głowie. Nowa rola w rodzinie. Wszystko wyglądało przerażająco, ALE WARTO BYŁO. Moja dzidzia jest tego przykładem.