poniedziałek, 11 lipca 2011

Żłobkowe nieprzewidziane problemy

Kto by pomyślał. Ile to rodzice muszą sobie włosów z głowy powyrywać, ile muszą pokonać trudności, żeby maleństwo miało jak najlepiej. Często przychodzą takie chwile, że wszystko idzie pod górkę, same przeciwności trudno jest być super rodzicem. Mimo szczerych chęci niektórych problemów nie można od razu przeskoczyć. Jednak mimo tego całego zaplątanego bałaganu uśmiech dziecka wyjaśnia wszystko.

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Poszukaliśmy dla dzidziusia żłobek w miarę blisko naszego domu. Złożyliśmy wszystkie potrzebne tam dokumenty. Po krótkim czasie dowiedzieliśmy się, że maleństwo dostało się. Ucieszyliśmy się niesłychanie, nie sądziliśmy, że wszystko tak łatwo pójdzie. Kierowniczka żłobka poprosiła nas tylko o uzupełnienie dodatkowych papierów. Między innymi potrzebne było zaświadczenie od lekarza pediatry, że mała może uczęszczać do zwykłego żłobka. NO I ZACZĘŁO SIĘ.
Podczas wizyty miny nam zrzędły. Myśleliśmy, że to jakiś żart. Jednak to nie był żart. Otóż lekarze mają jakieś szablony pokazujące co dziecko powinno umieć na danym etapie rozwoju. No i wyszło, że maleństwo ma zaległości i NIE MOŻE IŚĆ DO ZWYKŁEGO ŻŁOBKA. Dostaliśmy zaraz całą serię skierować do lekarzy specjalistów: poradnia rehabilitacyjna, neurolog, okulista. Oczywiście zasięgnęliśmy porady innego pediatry nie mówiąc o wcześniejszej wizycie i wyszło to samo. Po powrocie do domu byliśmy załamani, dziadkowie też nie mogli uwierzyć. Uwierzcie, że dostaliśmy taki cios, że nie mogliśmy się pozbierać.
Pozostało nam tylko jedno – trzeba nadrobić zaległości. Coraz bardziej myśleliśmy o rezygnacji ze żłobka. Krótko po wizycie udaliśmy się do dowodzącej żłobkiem i opowiedzieliśmy o naszym problemie. Kierowniczka była bardzo miła, uspokoiła nas. Powiedziała, że najlepszym rozwiązaniem dla dziecka byłoby wzięcie niani i zapraszaniem do domu rehabilitantki. Pomogła też w załatwieniu żłobka integracyjnego. I tak też zrobiliśmy.
Najpierw odwiedziliśmy lekarzy specjalistów. Okulista badał dno oka dzidziusia i wszystko wyszło w porządku. Pani neurolog miała stwierdzenia podobne jak pediatra. W poradni rehabilitacyjnej było najgorzej. Ten płacz innych dzieci rehabilitowanych. Straszne to było. Nikomu nie życzę odwiedzin tam. Na szczęście pani doktor była sympatyczna, maleństwo nie bało się. Ale to co ona robiła z maluchem to był szok, jakieś podrzuty, przerzuty, szarpanie za kończyny. Krzyknęliśmy co pani robi. Ona spokojnie, takie są procedury badań. No i po badaniu stwierdziła, że konieczne są rehabilitacje, dziecko powinno więcej umieć, powinno mieć silniejsze mięśnie. Spodziewaliśmy się po tym wszystkim takiej odpowiedzi.
Przez cały wrzesień dziecko było pod opieką babć, nas i znajomych. Dwa razy w tygodniu przyjeżdżała rehabilitantka. Nie mogliśmy sobie finansowo pozwolić na nianie i rehabilitantkę. Jakoś ten wrzesień minął. Od początku października zaczął się żłobek integracyjny. Dopiero od tego momentu, bo wcześniej nie było miejsc. O dalszych problemach żłobkowych opiszę w następnych postach.

Bardzo dużo wysiłku szczególnie psychicznego nas to wszystko kosztowało. Ale czego nie zrobi się dla swojej pociechy. Rodzic jest wstanie stanąć na głowie, aby pomóc dziecku.